Insulinooporność w 20 punktowych krzywych cukrowych




Cześć :)
Jak wiecie (a jak nie wiecie, to już wiecie :p) mam Insulinooporność. Taką trochę chamską, ciągle mi insulina powyżej 15 wisi. Gdy zaczynałem Paleo szedłem na niskich węglach, 50-100 g węglowodanów na dobę. Wtedy się czułem najlepiej, przez 2 lata też waga ładnie spadła, utrzymała się i wszystko było cacy. Potem uwierzyłem we własną nieśmiertelność (bo za dobre wyniki/efekty były) i przez 3 miesiące trochę alkoholu weszło (wakacje były, grille i te sprawy - piłem tylko czystą wódkę zapijając sokiem z cytryny - naiwnie myślałem, że jest to najzdrowszy miks na świecie :p).
Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu okazało się, że jestem jedynym człowiekiem na kuli ziemskiej, któremu alkohol szkodzi (no dobra, paru by się jeszcze znalazło :p też tak masz?). waga zaczęła lecieć w górę. Nic w diecie nie zmieniałem, tej wódki wcale tak dużo nie było, może kilka butelek w 3 miesiące. przyszło mi ponad 10 kg. Potem znowu alkohol poszedł na bok i waga zaczęła spadać. Do wigilii .. głupio się z teściową nie napić w tak wyjątkowy dzień - 0.7 "chivas regal" weszło jak złoto, w noc gdy zwierzęta mówią ludzkim głosem :p
Potem kolejne miesiące ale już coś ta waga nie chciała słuchać. Zacząłem chodzić na siłownie, Ostro kilka razy w tygodniu ćwiczyć. Co się okazało. Siła rosła, wytrzymałość też. Ale badanie na analizatorze (kłamalizatorze :p) pokazało, że insulina ładuje mnie równo. Dochodziło po pół kilo mięśni i pół kilo tłuszczu. W końcu w październiku zeszłego roku za namową innych dietetyków (Asia już miała mnie dość :p) zacząłem wprowadzać węglowodany do diety. Obciąłem tłuszcz. Obciąłem białko. Zacząłem pić/robić  SHREKi. Zszedłem na 1400-1600 kcal
CODZIENNE wyglądało to tak:

Rano
SHREK (zazwyczaj: jarmuż, awokado, cytryna, czosnek, ogórek zielony, sól, pieprz i różne modyfikacje)

W południe obiad
200 g mięsa (zazwyczaj surowego) + 300 g warzyw i łyżka tłuszczu

Kolacja
300 g warzyw na łyżce tłuszczu (smażone, duszone, albo sałatka)

EFEKT:
- juha bardzo mi się poprawiła ( w zasadzie poprawia mi się cały czas, od kiedy zmieniłem swój styl/tryb życia, ale przez ten rok to dość wyraźnie). Oddaje co 2 miesiące honorowo krew, robię też dodatkowe badania, Asieńka je omawiała jakiś czas temu TUTAJ
- okazało się, że przez rok pozbyłem się też dużej części "dziadów", czyli pasożytów - nie lubią SHREKów :D
- byłem wiecznie głodny, żyłem od obiadu do obiadu
- siła troszkę wzrastała, ale nie za dużo
- byłem trochę marudny (bo ciągle głodny)
- waga baaaardzo pomału spadała

No i we wrześniu dzięki mojemu przyjacielowi, Przemysławowi Kasprzyszynowi zacząłem się bawić glukometrem. Co się okazało.
- cukier na czczo wychodził ponad 100 (najwięcej było 106, badane w szpitalu położniczym-jak brzuch jak w ciąży, to gdzie indziej lepiej się zbadać? :p) po jedzeniu leciał w kosmos, po węglowodanach przekraczał 210. Trochę zacząłem modyfikować swoje jedzenie. Ale za bardzo nie wiedziałem już gdzie mam skręcić. Bo co? Tłuszcz obcięty, białko obcięte, jak obetnę jeszcze węglowodany to w sumie od razu mogę iść znowu na post dr.Dąbrowskiej.

Wtedy na mojej drodze pojawił się Mateusz Ostręga. Powiedział mi:
- chłopie, Ty masz cukrzycę, idź w ketozę, wywal te węglowodany.  Zaczynasz od jutra morsować i jeść mięso!

Jestem na ketozie 2 miesiące, kto mnie widział w listopadzie na szkoleniu z hashimoto w Krakowie, czy warsztatach kulinarnych w Opolu, czy w Zielonej Górze, to już widział, jak dobry jest już teraz efekt wizualny. Ale o ketozie będzie w następnym wpisie :) Tu chciałem tylko pokazać, że uwierzyłem, że węgle są potrzebne do życia, a ja zdecydowanie lepiej funkcjonuje bez nich, albo gdy jest ich bardzo mało. W pamięci mam też słowa Jah Maya (Jakub Maroński), który powiedział mi na początku wakacji "wróć do tego modelu, który tak Ci pomógł na początku".
Zatoczyłem koło, dosłownie i w przenośni :p

Miłego dzionka
Paweł

Poniżej jeszcze dwie krzywe robione we wrześniu






Etykiety: