Pasztet z kaczki



Elo!
Jest wreszcie obiecane pasztetto! :) Bez jajek i zagęstników.
Przy okazji przypomniała mi się jedna historyjka.
Kiedyś wchodzę do pracy na drugą zmianę i coś
mi bardzo ładnie pachnie na kuchni. Pytam kumpla, co piecze, że zapach na dwie ulice od hotelu się rozchodzi.
- Pawełku, pyszny pasztet!
-  dobra, dobra, pasztet jak pasztet ... daj spróbować ... o matko! jakie dobre!
Pytam kumpla, co on tam dał.
- Pamiętasz, mieliśmy w zamrażarce taki zapas kaczki co nam został po jakiejś imprezie? No to jakbyś szukał, to już nie znajdziesz :D
Co on dokładnie tam wrzucił to już pewnie sam nie pamięta, bo robił to z tak zwanego "biegu".
Tym wzruszającym wspomnieniem się inspirowałem :p
Tyle, że on to mięso piekł razem z warzywami, a ja ugotowałem, bo od razu chciałem mieć pyszny rosołek (uwielbiam taki z kaczki!)

Potrzeba na małą foremkę "keksówkę" pasztetu:

Wykonanie:

Etykiety: