Pasztet wiśniowy


 Cześć!
Wczoraj mówiłem Wam, że robię pasztet. Czy dobry? Jeszcze tak dobrego nie zrobiłem :)
Do rzeczy, jak to się stało, że się udało? No więc, po świniobiciu biorę też kości które zostają. Po co Ci kości? ktoś zawoła. Po pierwsze
wychodzi mi z nich jakieś 20 litrów rosołu/bulionu/wywaru. A po drugie po obraniu ugotowanych kości uzyskuje  KILKA  kilogramów ugotowanego mięsa. Po to. Darmowa zupa i darmowe pasztety :)
Oczywiście wszystkich kości nie gotuje na raz, mniej więcej połowę w dwóch dużych garnkach. Gotuje to około 8 godzin na malutkim ogniu. Tu ciekawostka. Nie mam w Opolu balkonu. Ba! nie mam nawet porządnego parapetu. A dwa duże garnki trzeba było wstawić "do zimnego" (lodówkę mamy studencką, ledwo co się tam mieści). Wziąłem więc duży karton, i włożyłem garnki z zupą do środka. Parapet składa się z takich jakby dwóch parapetów na różnych poziomach, tak z 10 cm różnicy jest między nimi. Położyłem na tym niższym pół kilowe paczki z wiórkami kokosowymi. Na ten kawałek parapetu i wiórki położyłem karton z dwoma garnkami gorącego rosołu. Mówię do Tygryska, teraz się módlmy, żeby to tu stało jak się rano obudzimy.
Jak to mawia mój tatuś "prowizorka jest najtrwalsza" rano karton z garnkami stał, wszystko ładnie wychłodzone, można było działać dalej :)

Potrzeba na blaszkę pasztetu:
Wykonanie: 
Uwagi:
Ugotowane i wystudzone mięso z obranych kości i warzywa 

 Mielimy mięso i warzywa 

 Kompoty wiśniowe od teściowej :) 

zmielony, wymieszany pasztet i nadziany wiśniami 

po wyjęciu z pieca 

Etykiety: