Wyniki laboratoryjne Asi - początek historii

 Witajcie :)
Ostatnio obiecałam napisać post o wpływie diety paleo na Hashimoto.
A cóż będzie bardziej wymowne niż moje wyniki badań?
Dla osób nie wiedzących z czym się je poniższe wyniki, pokrótce wyjaśniam o co chodzi :)

TSH - norma laboratoryjna wynosi od 0,3 do 4,2. Ale pamiętajmy, że norma laboratoryjna to nie to samo, co funkcjonalna. W moim wieku optymalne TSH powinno wynosić maksymalnie 2,5. (przy czym im niższe, tym lepiej), a przy planowaniu ciąży najlepiej, gdy oscyluje wokół 1. TSH jest hormonem przysadki mózgowej, a nie tarczycy, niestety lekarze, nie wiedzieć czemu, najczęściej zlecają badania samego TSH, a to nie ono jest bezpośrednim miernikiem tego, jak pracuje tarczyca. Dlatego też ja zawsze robiłam badania całej "trójcy" a więc także hormonów: FT 3 i FT 4. Powinny one mieścić się w górnej granicy normy.

anty TPO - przeciwciała przeciw peroksydazie tarczycowej - tu z kolei odwrotnie, im jest ich mniej, tym lepiej :) Choć wiadomo, najlepiej, by wcale nas nie zaszczycały swoją obecnością :) Normy dla TPO są różne, ja spotkałam się maksymalnie z normą <60. (niestety nawet taka póki co jest jeszcze dla mnie nieosiągalna.. Ale pilnie nad tym pracuję , nie martwcie się :)  )

A więc sprawa z Hashimoto rozpoczęła się tak naprawdę.. nie wiadomo dokładnie kiedy...
Na pewno miałam je już w 2009 roku, kiedy opis USG tarczycy wykazał jej obniżoną echogeniczność.
Później troszkę olałam sprawę, przestałam się badać i chodzić do lekarza, po czym pokornie powróciłam na łono medycyny konwencjonalnej w maju 2013 roku, kiedy to miałam epizod nadczynności tarczycy.
Dostałam Thyrozol w 2 dawkach, które jak to ja, pomyliłam (uraz do leków mam zdecydowanie po babci i nie nadaję się do ich brania :)  ). Brałam je jakieś półtora miesiaca, po czym ponowne badanie - TSH wyszło około 15, dostałam zalecenie odstawienia Thyrozolu i na tym skończyła się wizyta.
We wrześniu 2013 zrobiłam kolejne badania i wyniki były następujące:









Jak widzicie - szału nie robią.
TSH może i w normie ale co z tego?
Przytyłam, byłam nerwowa, miałam zadyszkę przy wejściu do mieszkania (ach te 3 piętro...), paznokcie się łamały, włosy wypadały...Kostki i kolana były opuchnięte...Całą litanię można by napisać..

W październiku oboje przeszliśmy na paleo i w kolejnych wpisach będziecie widzieć moje postępy :-)
Wam również takich życzę, jeśli macie Hashi, albo jakąkolwiek chorobę, z którą przyszło Wam się zmagać.
Do zobaczenia :-)

Etykiety: ,